Śledź nas na:



Jaki jest etos pracy w Polsce i czy istnieje?


LICHWA
Wytworzona tak potrzeba jest genezą rywalizacji tzw. kapitałowej i inwestycyjnej między ludźmi. I może powstawać z dużo błahszych powodów, niż instrumentalizowanie pracy do działań politycznych na ludziach przez duże instytucje (głównie państwa). Zadawanie powszechnych "prac domowych" przez nauczycieli, do czego jesteśmy przyzwyczajeni jak do oczywistości, także grozi powstawaniem tego urazu. Najczęstszą jednak przyczyną wytworzenia w człowieku motywacji do życia z różnych odmian lichwy jest najmniejsza instytucja (najmniejsza z punku widzenia państwa, a nie globalnego) - rodzina, o ile praktykowała tzw. wychowywanie dziecka pracą. To nie jest to samo, co udział dziecka w pracach domowych w ramach pomocy domownikom, o którą jest proszony, bądź która jest równo dzielona tzw. dyżurami. To są tzw. obowiązki prac pod rygorem kar (np. masz bałagan, to nie wolno cię nikomu odwiedzać; nie wyniosłeś z kosza, to nie wyjdziesz przez tydzień z domu itd) lub nagród (np. jak umyjesz samochód, okna, albo skosisz trawnik, to odpalę ci 20 zł. ponad kieszonkowe). Dziecko rozliczane z pracy (w tym z odrabiania "prac domowych") jak ze sprawności do bycia człowiekiem, samo też rozlicza, nawet kiedy się na ten temat nie odzywa (nie miałem gorącego obiadu, upranego na czas ubrania, nikt ze mną nie rozmawiał przez cały dzień, nie obejrzał wspólnie filmu, nie czytał książki itp.), a nie ma jak ukarać.

UTRZYMANIE Z RĄK SWOICH
Błogosławione utrzymywanie się z pracy własnych rąk dotyczy malejącej populacji, bo wymaga zdrowia psychicznego, braku żądzy zemsty po doświadczaniu przymusu pracy (szczególnie w szkołach), czego w społeczeństwie coraz mniej.
Inwestowanie pieniędzy tak, by móc osiągać efekt niepracowania, jest działaniem które znormalizowało się społecznie już dawno i rzadko budzi zahamowania moralne, że może to mieć coś wspólnego ze szkodliwością społeczną, z zanikiem rozumienia sensu pracy. A na pewno nie dowiemy się o tym z kampanii reklamowych banków, bo te nam wmówią przeciwnie, że powinniśmy się wstydzić braku lokat, a nawet pożyczek, które jakoby "biorą wszyscy". Paradoksalnie rzadko które banki godzą się na uruchamianie klientom zwykłych kont do dokonywania przelewów, jeżeli ten nie wskaże swojego zatrudnienia i wysokości swoich stałych dochodów. Chciałyby czerpać korzyści z dwóch wykluczających się norm społecznych. Podczas gdy nie mają moralnego prawa pytać o dochody, jako instytucje działające przeciwko pracy.
Tworzenie tożsamości pracy jako zdobycia pieniądza daje taki efekt, że złodziej zamierzający kogoś okraść komunikuje "Idę na robotę", a klient w supermarkecie stara wziąć coś dla siebie bez płacenia, bo ma poczucie znajdowania w mackach potentatów bogacących na lichwie, którzy na jego pieniądze nie zasługują.
System w którym pracuje się na próżniaków (nierobów), albo wcale, jest coraz większy i zdąża do tego, żeby być jedynym do wyboru. Ale jest zarazem autodestrukcyjny, ponieważ eliminuje wiele sensów, nie tylko sens pracy. Także sens podtrzymywania więzi między ludźmi, współpracy, pokoju...
W nim o etosie pracy nie może być mowy, choćby była ona stosowana do karania ludzi nawet na skalę masową. Etos pracy nie może się brać z pracy niewolniczej. A może zupełnie nie mam racji...

PRACA NIEWOLNICZA
Praca dla Faraona była pracą za darmo, z tytułu przynależności do tego człowieka. Przez wielu jej wykonawców (a cóż dopiero biorców) traktowana była jako dobro dające stabilne wyżywienie i jej brak wypominano Mojżeszowi wiodącemu ludzi do nowych realiów społecznych. Jeszcze przez tysiąclecia posiadanie niewolników i wzajemne podboje, raczej mało identyfikowano z gniewem Boga, pomimo utrwalonych opowieści o plagach i nieszczęściach jakich można doświadczać odmawiając ludziom wolności. Na przestrzeni dziejów posiadanie niewolników traktowano jako znamię prestiżu, a nie jakąkolwiek naganność, bezprawie, czy zwyrodnialstwo. Imperia kolonialne, a potem Ameryka do czasów wojny domowej, której skutki zniosły niewolnictwo jako prawo legalne, nie odznaczały się etosem pracy, jeśli za taki uznać brak wyzysku pracy jednych ludzi przez drugich.
Niewolnictwo nie znikło z tego świata. Nie jest legalne (ale i za to nie dam sobie ręki uciąć, że nigdzie na świecie, bądź że nie istnieje w formach zakamuflowanych), tym niemniej występuje. Najczęściej wobec ludności napływowej, z której tworzy się mini obozy pracy, wobec kobiet więzionych dla korzyści ze stręczycielstwa, a nawet w obrębie grup początkowo koleżeńskich, które po przekształceniu w gangi, wybierają spośród siebie jednostki do pracy niewolniczej - na rozkaz i w celu przynoszenia korzyści (bogacenia bosów takich grup zbieraniem tzw. haraczy od podmiotów gospodarczych na danym terytorium wpływu -"posiadania"). W okresie wojny wykorzystywanie jeńców do pracy przybiera niemal legalny charakter.
Budzenie szacunku za fakt pracowania nierozłącznie związane zdaje się być z płacą. Praca niewolnicza szacunku nie budzi, w tym życie pod kredyt, a więc w niewoli nabytego przedmiotu, mienia. Nie ma płacy za pracę - nie ma etosu pracy.
Nie trzeba czasów niewolnictwa (legalnego), aby najcięższa nawet praca kobiet przy dzieciach, związana z niewyspaniem, utratą zdrowia, obciążeniem psychicznym - stresem o życie dziecka itd. nie była traktowana z etosem, tylko politowaniem, a nawet pogardą z braku wyliczalnego kapitału - braku charakterystycznego dla tzw. pasożytnictwa społecznego.


Zobacz także